To nie będzie wpis typu „co warto zobaczyć w Sopocie”.
Mateusza – który był na szkoleniach – praktycznie cały wyjazd nie było z nami, więc całe dnie byliśmy zdani tylko na siebie. I jako, że nawet śnieg z deszczem popadał to wychodzenie na spacery było dość ograniczone.
Ale!
Czatowanie przy oknie na dogodne warunki pogodowe nie poszło na marne, codzienne cardio w formie spaceru z Gdańska do Sopotu uważam za zaliczone!
Osobiście uwielbiam Trójmiasto. Marzy mi się, żeby kiedyś tu zamieszkać. Mateusz już oczywiście mi powiedział że średnia cena za m2 jest tu jedną z najwyższych w całym kraju, więc okazało się że jak zwykle mierzę wysoko – cóż, cała ja!. Ogromnie zazdroszczę tym wszystkim ludziom, którzy mogą sobie tak po prostu codziennie wyjść na spacer po plaży (no może z wyjątkiem zatłoczonego sezonu).
Podróż
Trasa Legnica-Gdańsk naprawdę szybka i bezproblemowa, ale my jechaliśmy z Aleksem – co, jak wiecie, na takiej trasie wiąże się z przystankami co ok. 1,5 h. Jak zawsze najlepsze dla mnie pod kątem “baby friendly” są restauracje Mc Donalds. Osobne toalety z przewijakami, zawsze czysto i bez problemów.
A tych Mac’ów po drodze jest naprawdę sporo.
Polecić mogę jeszcze stację ORLEN tuż przed Toruniem – można fajnie zjeść, na stacji jest wręcz mini market a dla maluchów jest specjalny pokój opieki nad dzieckiem.



Nocleg
Jako, że większość czasu byłam tylko z Aleksem, nie chciałam pokoju hotelowego, tylko mieszkanie z aneksem kuchennym. Finalnie trafiło na apartament Bursztynowa i w sumie byliśmy z niego bardzo zadowoleni. Niczego tam nie brakowało, a mi z Aleksem w wózku, dojście nad samo morze zajmowało dwie minuty. A pod nosem mieliśmy jeszcze Park Jelitkowski, więc z perspektywy mamy z wózkiem, serio lepiej się już nie dało.
To co jest super, a o czym wcześniej nie miałam zielonego pojęcia – z Gdańska do Sopotu można w 30 min przejść spacerkiem lub rowerem – ścieżką przy linii brzegowej. Po drodze są różne knajpki, lecz niestety większość za względu na sezon była obecnie zamknięta.









Weekend
Pogoda była średnia, ale i tak cieszę się, że przynajmniej nie padało cały dzień… i nie wiało! Uważam to już spory sukces bo można było wyjść z domu z bobasem, który MUSI być zdrowy, bo po powrocie szczepienia.
Tak więc 4/5 podróży było szaro, a w dzień naszego wyjazdu i pożegnań, (oczywista oczywistość!) wyszło piękne słońce. A ja kocham słońce, kocham morze i kocham moich chłopaków, więc ten spacer na molo ostatniego dnia, to był miód na moje serduszko.






Na JEDYNY wspólny obiad wybrałam White Marlina – po drodze z Gdańska, restauracja jest tuż przy wejściu wspomnianą wcześniej ścieżką do Sopotu. Byliśmy już tu kiedyś na śniadaniu i bardzo miło wspominałam to miejsce. Restauracja jest prorodzinna, mnóstwo dzieci biegało dookoła nas, bawiło się pod schodami – nie polecałabym tego miejsca na „romantiko” wypad we dwoje w porze obiadowej. Na wynos wzięłam jeszcze ciasto i chleb – wszystko ich własnej produkcji.
Ale oczywiście były też minusy, a w tym konkretnym przypadku – ceny. No, ale z drugiej strony, jak chce się jeść z widokiem na morze w restauracji z fajnym klimatem (w jednym z najdroższych miast w Polsce) – trzeba się z tym jakoś pogodzić!












Podsumowanie
Tak sobie myśle o naszym pięcio (sic!) dniowym wypadzie nad morze i serio, od kiedy pojawiło się dziecko to ten czas strasznie się kondensuje.
Kiedyś trasa nad morze zajmowała nam pięć godzin, teraz ta sama trasa nad morze sześć i pół.
Kiedyś, wyruszaliśmy tylko w tym co mieliśmy na sobie, teraz jesteśmy zapakowani po brzegi z uwzględnieniem wszelkich przypadków, wypadków i zbiegów okoliczności.
To zupełnie inne podróżowanie. Po pierwsze, trzeba brać pod uwagę, że dużo z założonego planu może nie wypalić, a po drugie wystarczy cieszyć się tym wszystkim, co jednak uda się zobaczyć. Ja polskie morze jesienią/zimą uwielbiam i nie mogę się doczekać powrotu tutaj, kiedy nie będę musiała już targać po piasku naszego cudownego wózka.
Życie nie mogłoby być lepsze!
no i… bez gofra się nie liczy
