W tym hotelu dwa lata temu zakochali się nasi rodzice – nie tylko dlatego, że jest położony w regionie, który słynie z produkcji porto. 😉 Hotel Six Senses Douro Valley, o którym mowa, w 2017 roku zdobył nagrodę w rankingu Luxury Resort Hotels w kategorii „Best of the Best”. Jakiś czas temu byliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście na nią zasłużył. 😉 Oczekiwania były wielkie, bo to właśnie tam postanowiliśmy wspólnie świętować nasze urodziny, a do tego to był nasz pierwszy wyjazd bez Aleksa NA AŻ 3 DNI 😂. Brawo my!
Dojazd
Hotel znajduje się w dolinie rzeki Douro, w odległości ok. 130 km od Porto. Można do niego dotrzeć samochodem, busem, pociągiem i łodzią – uwierzcie, że każda z tych tras jest równie malownicza. Widoki, które fundują nam serpentyny ciągnące się przez wzgórza z winnicami są po prostu nie do opisania…
Hotel – wystrój i idea
Kiedyś luksusowy hotel kojarzył mi się wyłącznie z przepychem, złotem, marmurem, kryształowymi żyrandolami i odźwiernymi we frakach. To miejsce pokazuje zupełnie inne spojrzenie na współczesny luksus: cały ośrodek identyfikuje się z ideą Life Balance – równowagą ciała i ducha.
Hotel mieści się w zaadaptowanym budynku dawnej winnicy, do którego dobudowano nowoczesną, idealnie współgrającą z krajobrazem, część. Wewnątrz estetyka jest utrzymana w modernistycznym minimalizmie, ale w przytulnym wydaniu. Wszędzie królują kolory ziemi, a wiele elementów dekoracyjnych wykonano z lokalnych produktów, np. nogi od stołów są zrobione z korzeni drzew, miski z drzewa korkowego czy żyrandole z butelek po winie.
Ośrodek kładzie zresztą nacisk na ochronę środowiska i ideę LESS WASTE. Nie znajdziecie tam plastiku – wszystko, co trzeba, pakowane jest w papier z recyklingu (pudełko na ciastka czy kapcie, worki na śmieci). Co ciekawe, w hotelu nie ma też i gazet – by zredukować ilość papieru. Mamy za to możliwość pobrania codziennej prasy na dowolne urządzenie.
Obsługa
Największym atutem Six Senses Douro Valley, zaraz po lokalizacji i obiekcie samym w sobie, określiłabym cały sztab ludzi tam pracujących. Obsługa jest na najwyższym poziomie – zawsze uśmiechnięta i miła. Nawet najbardziej udziwnione zachcianki nie powodują u nikogo drgania powieki. 😉
Przy całym dbaniu o najwyższy komfort gości, wszyscy są niezwykle dyskretni, wręcz niezauważalni. Podczas naszego pobytu hotel był kompletnie obłożony, ale wszystko było tak pomyślane i zorganizowane, że wydawał się opustoszały i cały tylko dla nas.
Nie wiem, jak udało im się osiągnąć taki efekt, bo w stosunkowo niewielkim hotelu pracuje sporo ludzi – już podczas kolacji pierwszego wieczoru naliczyłam, że w sumie obsłużyło nas siedem osób (recepcja przed restauracją, dwie osoby do napojów, kolejna do wina, inna do dań zimnych i ciepłych, inna do zbierania naczyń po zakończonym posiłku…).
Restauracje
W Six Senses kuchnia stawia na naturalne, świeże produkty. Do tego ma swój własny organiczny ogród z owocami, warzywami i ziołami, które później lądują na talerzach gości trzech hotelowych restauracji. My przetestowaliśmy dwie z nich.
Mamy do wyboru:
The Terrace – menu à la carte, elegancka, ale bez podawania pieczywa w białych rękawiczkach. Wielkość porcji typowa dla takich restauracji ;), ale szczerze – sama kuchnia nas nie powaliła. Po tym miejscu spodziewaliśmy się istnego foodgasmu, a dania były po prostu poprawne.
Barbecue – płacimy 90€ za osobę i mamy kolację w formie degustacyjnej (porcje nie są takie malutkie, jak to bywa w menu degustacyjnych), wino jest już w cenie (portonic niestety nie 😭😂). Nas ta restauracja kupiła w 100%. Potężny grill, przy nim trzech kucharzy, a na hakach prezentacja mięs na wieczór. Każdego dnia kolacja jest inna, ale po tym, co zjedliśmy, moglibyśmy wracać tam codziennie. Jedyny minus, jak to zwykle bywa z ogniskiem nad jeziorem czy grillem pod domem – o udanym grillowaniu informował wszystkich zapach moich włosów…
Pickles (wegetariańska) – tam nie zawitaliśmy. Fajnie, że restauracja jest tuż przy basenie – wieczorem z pewnością jest tam przyjemny klimat.
Śniadania w hotelu to czysta poezja. Wszystkie składniki są lokalne, dżemy i kiszonki są własnej produkcji, a kucharz spełnia na bieżąco wszelkie kulinarne życzenia. To też prawdziwy raj dla sokowych maniaków – świeżo wyciskane najróżniejsze kompozycje detoksowe, owocowe, smoothie – cokolwiek sobie wymyślisz. Kombucha w różnych smakach, cold brew… nie zagniesz ich, jeśli chodzi o zdrową żywność, znają tam po prostu wszystkie nowinki.
Rozrywka
Do tego hotelu z pewnością nie przyjeżdża się tylko spać! Każdego dnia można korzystać z całego rozkładu zajęć, wykupić wycieczki lub lot helikopterem nad doliną. Poranna joga, warsztaty malowania tradycyjnych portugalskich płytek azulejos, przygotowywania kiszonek czy trekking po okolicy to tylko niektóre opcje z całego repertuaru. Wieczorem można pójść na seans degustacji win lub na film do kina letniego. Oczywiście, za odpowiednią opłatą każdy rodzaj zajęć, jakie oferuje hotel, możemy mieć tylko dla siebie.
SPA
Kiedyś nie korzystałam ze stref SPA – ani nie potrzebowałam jakoś specjalnie relaksu, ani zabiegów na ciało. Teraz taka „rozrywka” to bezcenne chwile dla mojego kręgosłupa, który na co dzień dźwiga trzynastokilogramowego Aleksa i (teraz już) sześciokilową Zosię. Skorzystałam więc z okazji i poszłam na masaż ajurwedyjski, a Mateusz na holistyczny – obydwoje byliśmy bardzo zadowoleni i tak odprężeni, że na zabiegach prawie usunęliśmy.
Do dyspozycji są też dwa baseny – kryty i podgrzewany ze strefą saun oraz zewnętrzny, który w sezonie letnim już koło południa ponoć ma temperaturę zupy 😉
Detale
W hotelach zawsze zwracam uwagę na detale – i to one zawsze zapadają mi w pamięć. W pokoju przywitała nas m.in. symbolizująca okolice butelka porto i pięknie zalakowany słoik z przekąskami. Moją uwagę przykuła jeszcze pozostawiona w szafie torba Giving Bag. Jeśli mamy ze sobą jakieś rzeczy, które po pobycie i tak planowaliśmy wyrzucić, to możemy włożyć je właśnie do tej torby, a zostaną przekazane na cele charytatywne. Naprawdę świetna akcja!
Automat z winem. Na górze wsadzamy kartę pokoju, bierzemy kieliszek, wybieramy wino i ilość (degustacja, pół kieliszka, cały). Kocham to.
W tym hotelu niezwykle dba się o szczegóły – byliśmy bardzo miło zaskoczeni, kiedy podczas odbioru auta (na wejściu kluczyki oddaje się obsłudze hotelu i to ona zajmuje się parkowaniem) dostaliśmy świeżo umyty samochód, schłodzony (wyjeżdżaliśmy w prawie 40-stopniowym upale), z zapasem wody na drogę (oczywiście w szklanych butelkach, jak na less waste przystało). Drobiazgi, które niby nic nie znaczą, ale jednak robią różnicę.
Wielu rodziców maluchów pewnie zgodzi się ze stwierdzeniem, że nawet najbardziej wypasiony hotel nie zastąpi luksusu jakim jest cały weekend OFF BABY. I dużo w tym prawdy. Ale jeśli można połączyć jedno z drugim, to chyba lepiej być nie może. 😉 My po tak krótkim pobycie w Six Senses wróciliśmy totalnie wypoczęci, zrelaksowani i (co tu dużo mówić) STRASZLIWIE STĘSKNIENI za naszym małym gałganem. 🙂 Podsumowując – warto!